2014/06/26

EVERYTHING ZEN, CZYLI (NAD)UŻYWANIE SYMBOLI


Komentarze przy ostatnich dwóch postach były dla mnie niesamowicie miłym zaskoczeniem- to naprawdę cudowne wiedzieć, że jest się postrzeganym jako osoba naładowana ogromną ilością pozytywnej energii! Zupełnie adekwatnie do wydarzeń kilku ostatnich tygodni... Źle, wróć. Nie wydarzeń, a n a s t a w i e n i a. Bo pozytywna energia zależy od pozytywnego nastawienia. Naprawdę! Dzisiaj rano jechałam na zdjęcia starym, śmierdzącym autobusem- było super! Cały czas myślałam o tym, że wróciło lato, świeciło słońce, zjadłam zdrowe śniadanie, znalazłam nawet czas na poranną medytację, a w słuchawkach cały czas grała radosna muzyka rodem z Woodstock 69'. Moje szczęście i optymizm naprawdę nie zależą od rzeczy spektakularnych, czy dużych ilości pieniędzy, a od zwykłych, codziennych i prozaicznych czynności, którymi potrafię się zachłysnąć. I chyba to jest klucz do sukcesu- zachwyt nad najprostszą rzeczą; nad kolorem, kształtem, zapachem, człowiekiem, czy nawet słowem (zachwycam się od kilku dni słowem s k u r w y s y n; nie żartuję! powiedzcie sobie to tak powoli, ze skupieniem na każdej głosce- super słowo, serio).

Dzisiaj chciałabym powiedzieć trochę o zbyt liberalnym podchodzeniu do używania znanej / nieznanej symboliki. W dzisiejszych czasach na każdym kroku spotykamy przenikanie się kultur. Na porządku dziennym jest również zainteresowanie tymi bardzo oryginalnymi i dalekimi. Smakosze sięgają po przepisy kulinarne, zaś Ci zafascynowani dźwiękiem poszukują nowych, intrygujących brzmień. Dla jednych jest to faktyczne zainteresowanie konkretną kulturą, dla innych próba znalezienia czegoś nowego, odmiennego od tego, co zachodni człowiek dobrze zna. Dla mnie jednak, najbardziej kontrowersyjną rzeczą jest obserwacja tego zjawiska w dziedzinie ubioru. Wiele osób (szczególnie młodych, ale nie tylko), kierując się różnymi motywami, jakby na siłę stara się zamanifestować... (właśnie nie wiem co) poprzez niesamowicie nachalne odwoływanie się do znaków i symboli danej kultury. Większość z nich nieszczególnie interesuje ich znaczenie- ważne, że wyglądają fajnie i trendy. Takich przykładów są dziesiątki: H&M regularnie wypuszcza nowe kolekcje, w których bardzo łatwo znaleźć koszulki z motywem yin-yang, sylabą om, hamsą czy spodnie z naćpanymi krzyżami (ok, krzyż to motyw zdecydowanie bliższy nam, Europejczykom, ale co do cholery robi 50 krzyży na leginsach?!), natomiast będąc ostatnio w C&A znalazłam koszulkę z portretem Ganeshy (założę się, że przynajmniej 3/4 osób, które ją kupiły nie mają pojęcia co przedstawia). Współczesna moda niestety uwielbia się odwoływać do świętych znaków starożytności, które niegdyś pełniły bardzo znaczące funkcje (!) i nie wolno o tym zapominać, ponieważ większość osób nadużywająca egzotycznych symboli zapewne nie przyjęłaby wykorzystywania przez przedstawicieli obcej kultury któregoś z "naszych" uświęconych symboli wyłącznie w celach estetycznych.


Nie istnieją talizmany, ani amulety, które nie odwoływałby się do symboli. Nie chciałabym specjalnie wchodzić w szczegóły, zatem w celu usystematyzowania dla niezorientowanych powiem tylko, że talizman, to przedmiot, który ma przynosić szczęście albo powodzenie, natomiast zadaniem amuletu jest chronić osobę noszącą go przed nieszczęściem lub czarami. Każda dziedzina działalności człowieka może mieć stronę pozytywną, jak i negatywną, zatem tak samo trzeba patrzeć na działanie w.w. W takim razie można się spodziewać, że osoba korzystająca z przedmiotów uznawanych za talizmany czy amulety bez zrozumienia ich znaczenia (i przeznaczenia) może przynieść sobie więcej szkody, niż pożytku.


Jak już pewnie zauważyliście na szyi mam (adekwatnie do wpisu) bardzo popularny symbol, zwany yin-yang. W związku z tym kilka słów o nim:

Taiji Tu, bo taka jest jego poprawna nazwa, to starożytny znak chiński odgrywający rolę jedynie symbolu (nie talizmanu, czy amuletu). Nazwa ta oznacza Wielką Jedność dwóch podstawowych sił tworzących wszechświat, czyli właśnie siłę yin i siłę yang (z tego powodu jest nazywany yin-yang). Yang jest oznaczony kolorem białym, symbolizuje siłę kreacji, proces tworzenia, aktywność, dominację, północ, radość, ciepło, lato, w wymiarze ludzkim mężczyznę, a reprezentowany jest przez Słońce. Yin natomiast jest oznaczony kolorem czarnym, symbolizuje siłę destrukcji, burzenia, uległość, pasywność, południe, smutek, chłód, zimę, w wymiarze ludzkim kobietę, a reprezentowany jest przez Księżyc. W Taiji Tu, kolokwialnie mówiąc, chodzi o zjednoczenie dwóch sił przeciwnych sobie, które dzięki wzajemnemu oddziaływaniu tworzą pełnię i stanowią warunek niezbędny do zaistnienia wszystkiego co realne. Nie wykluczają się wzajemnie, ale uzupełniają i są od siebie zależne.

Ponieważ, tak jak napisałam wcześniej jego symbolika jest związana także z kierunkami północ- południe, jedynym  (!) poprawnym sposobem przedstawiania go jest umieszczenie białego na górze, czarnego na dole. Tak nawiasem mówiąc to mam obsesję sprawdzania, czy kolory są w dobrym położeniu, jak tylko wiem, że ktoś znowu, gdzieś wykorzystał yin-yang.

Oczywiście byłabym hipokrytką, gdybym pisała takie rzeczy, a sama nosiła ten symbol na szyi z czysto estetycznych względów. Ale o tym dlaczego go noszę, opowiem innym razem.



A teraz mała zmiana tematu, otóż jeśli jeszcze nie macie planów na drugi tydzień lipca to TUTAJ przeczytacie mój post, w którym piszę o najpiękniejszym festiwalu świata, a później nie pozostaje wam nic innego jak kupić bilet (macie moje słowo, że to najlepsza opcja na spędzenie wakacji i NIE, to nadal nie jest post sponsorowany).

I jeszcze jedno- dokładnie za tydzień razem z Eddiem będę śpiewać I'm still alive. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo się cieszę i jakie to niesamowite uczucie, wiedzieć, że wkrótce jedno z moich ogromnych marzeń się spełni. Oczywiście obiecuję porządną relację z Gdyni, a teraz życzę wam miłego wieczoru!



(ph. Anna Wesołowska / ogrodniczki SH, bralet PULL&BEAR, okulary SINSAY, naszyjnik HINDI SHOP UL. TAMKA- WARSZAWA, koszula SH, buty H&M) 

Napisane w oparciu o Siła symboli i talizmanów Wschodu” Jacka Kryga.

7 komentarzy:

Neelisaa pisze...

Bardzo ciekawie i mądrze piszesz ;) A co do nastawienia - ja każdego dnia uczę się cieszyć z małych rzeczy ;)

MILEX pisze...

Chce uslyszec I am still alive!
Lubie Twoj styl pisania :)))

Anonimowy pisze...

Rewelacyjna stylizacja! Bardzo oryginalna i ciekawie się komponuje:) Jeju, poważnie? Ale Ci zazdroszczę. Ja w przyszłości planuję podróżować, więc myślę, że też prawdziwy indyjski festiwal zaliczę. Dziękuję za odwiedziny pozdrawiam ciepło!

Jenny pisze...

fajny wpis :) może wpadniemy na siebie na openerze, też nie mogę się już doczekać koncertu Pearl Jam

Delilah D pisze...

amazing outfit! i love your boots!

Shopaholic pisze...

masz super buty :)
cała stylówka na TAK!

Nath Madeline pisze...

To straszne, w co ubierają Nas sieciówki. A jeszcze straszniejsze jest to, że większość ludzi noszących dany symbol na sobie, nie mają zielonego pojęcia co ze sobą niesie. Ech, miałam kiedyś na sobie koszulkę Pink Floyd, zapytano mnie czy jestem illuminati (koszulka z Dark Side Of The Moon, a oni jarają się wszystkim, co trójkątne....)

Strasznie fajną osóbką jesteś. :)