. |
Nie wiem czy zauważyliście, ale wszyscy piszą / mówią / myślą ostatnio o tym jakie życie jest do niczego, za krótkie, ludziom nie można ufać, wszystko zawodzi blah blah blah. Jesteśmy tak beznadziejni, że właściwie najlepiej chodźmy się zabić. Może to kolejne bardzo subiektywne odczucie, albo coś jest nie tak z ludźmi z mojego otoczenia, ale słowo daję, że odbieram to jako jakąś plagę o niesamowitym rozmiarze i zasięgu. Podobnie myślący znawcy od wszystkiego (mam na myśli co niektórych blogerów lansujących się na ambitnych oraz szanowne panie i panów redaktorów z niemniej ambitnych programów na tvp kultura i im podobnych) zrzucają całe brzemię odpowiedzialności na Internet. Bo użytkownicy to cała masa kretynów i idiotów, którzy po czasach szarości i ogólnej nijakości zachłysnęli się kolorem i możliwościami jakie serwowane są nam na talerzu. W związku z powyższym dostaliśmy pierdolca i nie wiemy co robić z wolnym czasem - zamiast tego nie robimy nic. Bo po co? Oglądamy kolejny głupi serial, nie pamiętając do końca imion bohaterów albo wrzucamy na fejsbuk czy inny tłiter zdjęcia kota z serem na głowie. Są lajki - jest fajnie. Proste.
Bojkotuję. Nie mówiąc już o tym, że generalnie bojkotuję XXI wiek (ale to akurat temat na osobny tekst). Może więc zamiast narzekać, że brzydko, smutno, nudno i szaro, weźmy po prostu odpowiedzialność za własne życie i zmieńmy je tak, by odpowiadało naszym oczekiwaniom? To naprawdę nie tak dużo. A na pewno mniej, niż się wydaje.
Najważniejszą, według mnie, rzeczą, którą należy sobie uświadomić jest to, że 'people make wrong decisions'. Jesteśmy tylko ludźmi, więc czasem zawodzimy siebie i innych (mimo wszystko siebie chyba częściej). A kluczem do wszystkiego jest zrozumieć to i nauczyć się odpuszczać (zarówno sobie jak i innym). Nie usprawiedliwiać na siłę, ale uznać: ok, ja/ten ktoś schrzanił strasznie, ale jestem w stanie ogarnąć się na tyle, że po prostu o tym zapomnę - odpuszczę. I wiem dokładnie o czym mówię. Problem w tym, że większość ludzi tego nie robi, bo są zbyt dumni. A to rozpieprza wszystkie relacje, a innym nie daje szansy zaistnieć. Wszystko z powodu tej cholernej dumy. A życie jest na to zbyt krótkie. Więc po prostu nauczmy się odpuszczać.
Kolejną ważną rzeczą jest jasne postawienie sobie celów. Nic nie dzieje się samo. Żadna wróżka nie usiądzie pewnego dnia na twoim ramieniu i nie powie: hej, może masz jakieś życzenia do spełnienia? Nie możesz nic zmienić dopóki skupiasz się nie na tym czego pragniesz, tylko na tym co wymaga poprawy. I możesz płakać, krzyczeć, tupać nóżkami i protestować przeciwko odwiecznemu prawu, które rządzi tym światem, albo wziąć się w garść, zapisać sobie na kartce to, czego pragniesz i uznać, że to już jest twoje. Nie będę się bawić w wykaż, że, ani na siłę udowadniać, że prawo przyciągania istnieje. Możesz albo użalać się dalej nad swoim życiem, albo nie ryzykując niczego spróbować coś zmienić. Your choice.
A na koniec powiem jeszcze, że najlepszą drogą do skutecznej realizacji obu powyższych jest medytacja. Bo uspokaja i pomaga się skupić tylko i wyłącznie na wewnętrznym "ja" bez zbędnych bodźców z zewnątrz. Tak, wierzę w medytację. Ale to też jest temat na odrębny tekst.
Enjoy your life i do napisania.